niedziela, 9 lutego 2014

Moje kosmetyczne uzależnienie: Balsamy do ust

           Jak to z każdym uzależnieniem, zaczęło się bardzo niewinnie. Od kupna pierwszej pomadki Nivea jakieś 4 lata temu... Wcześniej od czasu do czasu jedynie aplikowałam na usta sporadycznie jakieś mazidło typu krem Bambino albo stara, klasyczna pomadka Oeparol albo też klasyczny Tender Care z Oriflame... i to naprawdę jak usta już naprawdę tego potrzebowały... Używałam najczęściej tylko zimą i tylko przed wyjściem z domu lub w jakichś naprawdę awaryjnych sytuacjach. Kiedy jeszcze nie byłam uzależniona, miewałam ciągły problem z pękającymi suchymi wargami, ale jakoś się tym zbytnio nie przejmowałam :P (może dlatego, że nie miałam się wtedy z kim całować? :P). I jakoś o dziwo nie korciło mnie, żeby balsam do ust nosić ciągle przy sobie. No bo po co?



Ale wszystko miało się zmienić :) Zauważyłam pewnego listopadowego dnia u jednej z koleżanek, która zajmowała się właśnie opisywaniem niezwykłych uroków wampira Damona z Pamiętników Wampirów, że używa balsamu do ust Nivea i rozwiązała się zagadka jej pięknego lekko czerwonego lśniącego koloru ust, wyglądających zupełnie jak świeżo po pocałunku z wyżej wymienionym bohaterem wprost z jej snów :P Używała pomadki Nivea Fruity Shine Strawberry. Przy najbliższej wizycie w Rossmannie (ileż to ja się naszukałam wtedy tej półki z balsamami do ust) kupiłam, żeby nie było, że mam taką samą, pomadkę Nivea Friuty Shine Dragonfruit... A potem to już samo poszło. Nosiłam ją od tej pory zawsze w torebce i używałam dobre kilka razy dziennie. Zakochałam się w tym smaku i zapachu...

Szybko uzależniłam się do tego stopnia, że zaczęłam nosić balsam do ust w kieszeni spodni :P I tak, od tej pory po dziś dzień to się nie zmieniło. Balsam do ust mam przy sobie, albo nie dalej niż w zasięgu ręki ZAWSZE...w domu, poza domem, jak śpię leży obok poduszki, jak się kąpię obowiązkowo pierwsze co robię po wyjściu z wanny i okryciu się ręcznikiem to posmarowanie ust balsamem :P Doszło już nawet do tego, że naprawdę bez balsamu przy sobie nie wyjdę z domu, bo czuję się jak bez ręki, czasami nawet brak telefonu odczuwam mniej dotkliwie :P Ale zapomnieć balsamu do ust zdarzyło mi się w ciągu tych 4 lat może z max 2 razy, pierwszy raz wyglądał tak, że byłam zmuszona wytrzymać bez mojej Nivei cały dzień i się skończyło tym, że miałam wrażenie, że za chwile usta mi tak wyschną, że zrolują się jak suchy liść i odpadną :P Bałam się ust otworzyć w obawie, czy coś nie popęka :P Przynajmniej tak to wyglądało w mojej głowie, bo tak tragicznie na pierwszy rzut oka nie było :P Wtedy zdałam sobie sprawę z poziomu mojego uzależnienia, że po prostu bez balsamu do ust nie wyobrażam sobie funkcjonowania... A za drugim razem, nie wytrzymałam i wróciłam się do domu specjalnie po pomadkę :P

Wracając do wersji Dragonfruit...ileż to ja mam niesamowitych wspomnień z nią związanych...ileż pocałunków, ileż emocji...do tej pory mam zachowane resztki tej mojej pierwszej pomadki dla samego zapachu i do tej pory wystarczy, że ją powącham i prawie mdleję od nawałnicy wspomnień... Piękne czasy :P Ale niestety, wkrótce potem ta wersja została wycofana ze sklepów :( Zdążyłam zużyć 2 opakowania)...Ubolewam nad tym do tej pory, a mogłam zostawić trochę więcej... Konia z rzędem dla tego, kto wie, gdzie jeszcze można kupić jeszcze TĄ (tą po lewo) wersję :)))


Potem po kolei kupowałam następne pomadki Nivea w różnych wersjach, następna była Friuty Shine Strawberry, jednak się skusiłam :) Jednak, to nie było to samo co Dragonfruit, zapach i kolor mniej przypadł mi do gustu, jednak działanie było tak samo przyjemne. Potem zafascynowałam się wersją Friuty Shine Pink Guava, do złudzenia przypominającą zapachem Dragonfruit :) Jednak różniła się kolorem, zapach miała bardzo przyjemny ale nie przyprawiający mnie o takie dreszcze jak jej poprzedniczka :P Była też Friuty Shine Cherry, bardzo polubiłam zarówno za smak, zapach i kolor :) Potem kolejna, która też stała się moją ulubioną, czyli Vitamin Shake Cranberry & Rasberry , nie nadawała może takiego blasku jak Friuty Shine i właściwości pielęgnacyjne miała identyczne, jednak miała w sobie "to coś". I na tym chwilowo się skończyło jeśli chodzi o pomadki Nivea :P Ale na pewno jeszcze do nich wrócę, wypróbuję inne wersje :) Ogólnie co sądzę o pomadkach Nivea? Mają wygodne opakowania (czasami jedynie pękają), mają piękne zapachy w większości, wersje, które używałam delikatnie barwiły i nabłyszczały usta dając ładny, subtelny efekt, wprost do całowania :P Bardzo dobrze nawilżały usta, jednak efekt ten nie utrzymywał się bardzo długo, trzeba go używać wielokrotnie w ciągu dnia, by efekt się utrzymał. Noszone w kieszeni mają niestety tendencję do topienia się. Lubię je jednak mimo wszystko, głownie ze względu na sentyment.
Kiedy miałam na wykończeniu resztki ostatniego balsamu z Nivea, pewnego razu będąc w Biedronce, zainteresowałam się balsamami do ust Oeparol i kupiłam 2 wersje: Mango i Owoce Leśne. Dla odmiany były to pomadki zupełnie bez żadnego koloru i bez żadnych drobinek nabłyszczających jak to było w Nivei. Zapach wersji z mango mnie oczarował, miałam ochotę go zjeść :P Owoce leśne również bardzo przyjemne :) Ale jakie one miały DZIAŁANIE...wprost poezja...niesamowite DŁUGOTRWAŁE nawilżenie, ochrona, cud, miód, orzeszki... Nie musiałam już balsamować ust tak często, zdarzyło mi się czasami nawet zapomnieć w ciągu dnia przez wiele godzin od użycia, że jestem w końcu uzależniona :P Nawet po jego zniknięciu z ust, utrzymywał się efekt nawilżenia :) Ponadto pomadki były bardzo tanie, coś około 4 zł :) Jedyną ich wadą było tylko to, że kończą się zbyt szybko i czasami jak jest zbyt ciepło łamią przy użyciu. Wersję Mango używałam podczas wakacji nad morzem z wielką przyjemnością, jednak niestety pewnego dnia upadła mi na piasek i się otworzyła i dużo piasku nasypało się do środka :( Ne ryzykowałam dalszego używania... Wzięłam się za następną sztukę - Owoce Leśne, zapach nieco mniej kuszący, jednak w działaniu również świetna :) Obie się skończyły i na moment obecny w Biedronce już ich nie widziałam :( Być może jeszcze kupię :)
Potem zainteresowałam się znów balsamami Tender Care z Oriflame, gdyż dostałam jego klasyczną wersję w prezencie. Pamiętałam go dość dobrze z zamierzchłych czasów i użyłam kilka razy, po czym został on porwany przez moją siostrę :P A mnie naszły zakupy i systematycznie kupowałam wszystkie wersje Tender Care jakie pojawiały się w promocji :P I bardziej je kolekcjonowałam niż używałam, ponieważ męczyłam balsam też z Oriflame, ale Pure Nature Acai Berry & Pomegranate. Ma bardzo ładny zapach i kolor, jednak tak jakoś dziwnie oblepia usta i mam wrażenie, jakbym posmarowała je smalcem... Udało mi się go zgubić, i wziełam się za Tender Care Carmel :) W trakcie używania poprzedni zagubiony odnalazł się, ale leżał gdzieś w czeluściach mojej bezdennej kosmetyczki i mam nadzieję jakoś go zużyć w najbliższym czasie :P Tender Care karmelowy był bardzo przyjemny, ładny zapach i dobrze zabezpiecza usta, taka ot pachnąca parafinko-wazelinka :P Nie zachwyca działaniem jakoś specjalnie, a używanie nakładając palcami z odkręcanego słoiczka bywa trochę bardziej kłopotliwe... Jednak zapach w pewien sposób to rekompensował. Zużyłam go i postanowiłam jak najszybciej zużyć wszystkie pozostałe jakie mam, bo jako tako na zimę jeszcze się nadają :P Poszedł w ruch Tender Care Chocolate i używam jego właśnie na moment obecny i zużyłam już pół opakowania. Niestety zapach nie dorównuje wersji karmelowej...na początku mi się podobał, jednak teraz już mnie męczy, czuć jakaś taką dziwną chemię i gdzieś tam z pod spodu przebija jakaś taka zatęchła, stara, gorzka czekolada :P Nawet mój chłopak stwierdził, że jest okropny... W działaniu jednak niewiele się różnią, da się przeżyć. Do zużycia mam jeszcze 3 sztuki: Tender Care Cocount, Tender Care Almond (zapach chyba najlepszy ze wszystkich). Mam nadzieję, że wszystkie będzie mi się zużywało przyjemniej niż Chocolate :)


Ostatnio równiez w Biedronce zakupiłam osławione masełka Nivea :) Wersje Carmel Cream oraz Rasberry Rose. Pachną cudownie, jeszcze nie używałam, ale wiąże z nimi spore nadzieje :)

Jakie mam wymagania dotyczące idealnego balsamu do ust?

  • najlepiej, żeby nie kosztował dużo,
  • powinien mieć praktyczne i estetyczne opakowanie, wolę wersję klasycznej pomadki niż słoiczki, ale opakowania takie jak masełka Nivea też mogą być,
  • musi przede wszystkim zachowywać nawilżenie, natłuszczać, zabezpieczać przed gorącem i przed mrozem,
  • lubię balsamy do ust zarówno transparentne i bezbarwne jak i lekko barwiące i nabłyszczające usta, w tej kwestii lubię różnorodność,
  • uwielbiam jak balsam do ust ma przyjemny słodki smak i zapach :) Taki jaki miały pomadki Nivea, lub w mniejszym stopniu Oeparol, Tender Care z Oriflame posiadają niestety tylko zapach, smak znikomy...,
  • uwielbiam oczywiście piękne zapachy balsamów do ust, jednak nie jest to konieczność, byle nie śmierdział i nie walił na kilometr czymś dziwnym,
  • ma nadawać ustom przyjemny wygląd, zachęcający do pocałunków, nigdy odwrotnie :P
  • dobrze, gdyby jego działanie trwało o wiele dłużej niż 20 minut po nałożeniu go na usta,
  • nie może się przesadnie rozpuszczać podczas noszenia w kieszeni, ani zbyt łatwo łamać,
  • powinien oczywiście zapobiegać wysychaniu i pękaniu ust, absolutnie nie może wysuszać
  • nie powinien podrażniać ust i wywoływać pieczenia,
  • nie powinien rozmazywać się dookoła całej buzi :P,
  • działanie odżywcze zawsze pożądane :),
  • dobrze, jak posiada filtr UVA/UVB minimum SPF 6.

To by było raczej wszystko :) Mam nadzieję, że takowy balsam uda mi się kiedyś znaleźć :) Na moment obecny żadnego, z powyżej wymienionych, nie kwalifikuję jako idealny :P


Lista balsamów do ust jakie chcę jeszcze przetestować jest baaaardzo długa, byłabym niedaleka prawdy jakbym powiedziała, że WSZYSTKIE :P Ale, że to niemożliwe, wymienię kilka (no dobra, kilkadziesiąt...no dobra, blisko 100 :P), które muszę przetestować koniecznie:

- Nivea Lip Butter Vanilla & Macadamia,
- Nivea Soft Rose,
- Nivea Pearly Shine,
- Nivea Friuty Shine Pomegranate,
- Nivea Hydro Care,
- Nivea Milk & Honey,
- Nivea Reapir & Beauty,
- Nivea Passion Fruit (jeśli gdzieś jeszcze dostanę),
- Nivea Vitamin Shake Acai & Wild Apple,
- Nivea Star Fruits Pink Grapefriut,
- Nivea Star Fruits Dragon Fruit (koniecznie!!!)
- Nivea Fruity Shine Watermelon już mam :)
- Nivea Fruity Shine Peach,
- Nivea Care & Color Sheer Berry,

Tak, tak jestem kolekcjonerką balsamów do ust, mimo wszystko darzę pomadki Nivea takim sentymentem, że muszę mieć je wszystkie :P Jak pokemony ;) W różnych państwach są różne nazwy i wersje tych pomadek i nie wszystkie są dostępne w Polsce, ale mam nadzieję, że kiedyś nadarzy się okazja do wypróbowania wszystkich z powyższej listy :P 

A poza Nivea, na mojej pomadkowej liście znajdują się:
- Herba Studio, Tisane, balsam do ust w słoiczku,
- Carmex Lip Balm : wiśnia i truskawka oraz wanilia,
- Carmex Moisture Plus: wszystkie wersje,
- Maybelline, Baby Lips, Pink Punch,
Maybelline, Baby Lips, Cherry me,
Maybelline, Baby Lips, Peach Kiss, już mam :)
Maybelline, Baby Lips, Intensive Care,
Maybelline, Baby Lips, Mint Fresh,
Maybelline, Baby Lips, Hydrate,
- Essence, Kiss Care Love: wszystkie wersje,
- Regenerum, serum do ust,
- Bielenda, masełko do ust: wszystkie wersje,
- AA, My lipcare: Almond, Vanilla, Sensitive,
- Oillan, balsam do ust z witaminą A,
- Oriflame Essentials Lip Balm with Almond Oil,
- Oriflame, Tender Care Blackcurrant,
- Bebe: różana, waniliowa i inne,
- Balmi: wszystkie wersje,
- EOS, wszystkie wersje, 
- Blistex, Lip Brillance,
- Liliputz, pomadka pielęgnacyjna o zapachu wiśniowym,
- Balea, balsam do ust z olejkiem arganowym.

Jak w moje ręce wpadną, to również mogłabym zainteresować się pomadkami Palmer's Cocoa Butter Formula, ChapStick, Yves Rocher oraz oczywiście kultowymi Lip Smacker'ami :) Także myslę, że wystarczy mi pomysłów na kupowanie pomadek do ust na X kolejnych lat :)


Jestem uzależnioną kolekcjonerką balsamów do ust, przyznaję się do tego, jest mi z tym dobrze i nie zamierzam się się leczyć :P

Każdy z moich znajomych już wie, że tam gdzie ja tam i balsam do ust mój i już się przyzwyczaili do mojego ciągłego smarowania ust :P Nawet mój chłopak się przekonał :P Kupił sobie ostatnio pomadkę Nivea Classic i bawił się we mnie używając jej co 10 minut :P Jak zobaczyłam jak to z boku wygląda, niemal pękłam ze śmiechu :P 


A oto moja aktualna mała kolekcja:





Niestety nie posiadam już opakowań od zużytych pomadek, oprócz tej jednej Dragonfruit z resztkami na dnie (pierwsza po lewo)...



Pozdrawiam wszystkie maniaczki balsamów do ust :)

Aurora

3 komentarze: