środa, 5 lutego 2014

Podsumowanie Styczna: Strasznie szybko, niesamowicie emocjonująco...

Styczeń minął o wiele szybciej niż bym chciała. Coraz częściej odczuwam to, że doba ma dla mnie o wiele za mało godzin, żeby pomieścić w niej sen, zajęcia na uczelni, praktyki, naukę, dojazdy pociągiem, pracę nad licencjatem, dbanie o siebie, ćwiczenia, czytanie książek dla przyjemności, oglądanie filmów, tworzenie czegoś sama, życie towarzyskie i ogarnianie tego co w świecie się dzieje i w moim życiu... Jak to wszystko ze sobą pogodzić, by pośród codziennych obowiązków znaleźć czas na odrobinę czasu dla siebie? Jak podołać wszystkiemu i nie stracić przy tym zdrowia fizycznego i psychicznego tyrając jak dziki osioł na pustyni... Najczęściej nie da się zrobić czegoś konstruktywnego, nie rezygnując przy tym z robienia tego, na co ma się ochotę...Ale cóż, nie ma co się dziwić, w końcu to jest STYCZEŃ, pewnie nie tylko dla mnie jeden z cięższych miesiąców w roku, zwłaszcza dla studentów, których jak co roku niespodziewanie zaskoczyła zbliżająca się sesja... Nagle się okazało, że czasu jest o wiele mniej niż się wydawało i wskazówki pędzą do przodu z prędkością światła... Egzaminy, które jeszcze do niedawna wydawały się być odległe o lata świetlne, teraz pędzą ku nam lecąc trajektorią kolizyjną i możemy już odliczać ostatnie sekundy przed zderzeniem i totalną zagładą... Czyli jak zwykle...stres, wk****enie, niedospanie, niedojedzenie, niedomalowanie, niedoczesanie, niedoczytanie, niezadowolenie, jedynie kawy dopicie i fortuny wydanie na ksero... Jeszcze tylko połączyć to z trwającym PMS i mamy gotową apokalipsę...i to zombie apokalipsę, albo scenariusz prawie jak z Melancholii Larsa von Tiera... Gdzie uciekać przed nieuniknionym??? A skoro nie da się już uciec, to jak się z tym zmierzyć, by wyjść bez szwanku, bez depresji i z uśmiechem zadowolenia na ustach? Pozostaje zacisnąć zęby i pasa i iść do przodu jak zwykle, no bo w końcu co Cię nie zabije to Cię wzmocni mawiają... Byle tylko zderzenie z problemami nie pochłonęło całkowicie naszej radości z życia...tego bym życzyła wszystkim...


Ale po kolei, co mnie spotkało w minionym miesiącu?
Zaczęło się od bardzo miłego Sylwestra i Nowego Roku w niewielkim gronie przyjaciół i mojego ukochanego, czyli muzyka, jedzonko, kanapa, szampan i inne alkohole, troszkę tańca, fajerwerki odpalane pod blokiem (pozdrawiam tych wszystkich, którzy strzelali zamiast w niebo to po ścianach :P), czyli ogólnie tak jak lubię najbardziej :) Nie przepadam za masowymi imprezami, zwłaszcza w plenerze zimą, nie lubię imprez w klubach, gdzie nawet normalnie pogadać się nie da, mam dość Sylwestrów z rodzinką i z Jedynką albo innym tam Polsatem czy coś...a najbardziej NIENAWIDZĘ Sylwestra takiego jak zeszłoroczny, kiedy mój chłopak nie miał wolnego i był w pracy...koszmar naprawdę...(Pozdrawiam Pawła, "najlepszego" szefa na świecie"...-.-). Także w tym roku była bardzo miła odmiana :)

Jednak w tym przypadku co się dobrze zaczyna, nie zawsze dobrze się kończy :P
Zaczęło się od mega stresu: no bo" jak to się spóźnia 12 godzin???. Mówiłaś, że zawsze dostajesz w terminie i rano..." Czyli częsty przypadek przedokresowej paniki, kiedy to facet panikuje 300 razy bardziej niż ja sama bym to zrobiła i mnie nakręca i się sama zaczynam stresować, mimo że nie powinnam...I tak to wyszło ze z 1 dnia, zrobiło się dni 5...czyli "wesoło" było... Po raz pierwszy miałam okazję widzieć jak u faceta wygląda prawdziwe załamanie psychiczne...no bo ciąża?...teraz...?...to byłby kOOniec wielkich planów, nie mamy kasy, nie mamy mieszkania, za co byśmy się utrzymali i tak dalej...Co tu zrobić, co tu zrobić?? Ostatecznie wielka życiowa rozkmina skończyła się w momencie, kiedy pogodziłam się z sytuacją, przestałam panikować...i na drugi dzień mogłam odetchnąć z ulgą...:P Stres ma niesamowicie ogromny wpływ na funkcjonowanie organizmu, na hormony i tak dalej...i oczywiście na zachowanie kobiety... Cała sytuacja spowodowała większe niż masowe pochłanianie czekolady (czego miałam nie robić oczywiście) i pogorszenie się stanu cery strasznie, ponieważ hormony wariowały... Z pozytywnych aspektów całej sytuacji mogłabym wymienić to, że taka sytuacja potrafi zbliżać ludzi, bo nic nie zbliża bardziej niż wspólne problemy :) Nawet jak problemy są w głównej mierze wyimaginowane i czasami wręcz absurdalne :P I mamy nauczkę od życia na przyszłość, by następnym razem podejść do sprawy racjonalnie i nie panikować :P 

A potem? Maraton...działanie w związku z pracą licencjacką, która prawdę mówiąc ciągle jest w pieleszach...ankiety, badania, łażenie po dziekanatach i innych mniej lub bardziej przyjemnych instytucjach...i mimo to nadal nie zaczęłam nic robić w kierunku kluczowych badań nad grupą badawczą, ponieważ na drodze stanął mi standardowy brak czasu, zajęcia na uczelni, zaliczenia, godziny spędzone na dojazdach, opóźnione pociągi, zimno, problemy techniczne, brak drukarki, do tego padł mi komp i prawie przyprawił mnie o zawał, gdyż bałam się już że wszystkie materiały do pracy rozpłyną się w eterze...i do tego przeklęty wolny internet i mój ciągły brak kasy na telefonie, żeby zadzwonić i dowiedzieć się czegokolwiek...np. czy rozpatrzyli pozytywnie moje podanie o możliwość prowadzenia badań w danej instytucji... Na szczęście mój osobisty komputerowy ratownik naprawił mojego lapka i ocalił dane (oczywiście tylko te do nauki :P Simsy poszły się...:P A mówili, żeby kopie zapasowe robić, mówili...) i przy okazji tak się wkręcił, że naprawił tez mojego poprzedniego laptopa HP, który się usmażył i poodpadały niektóre scalaki  i leżał sobie pól roku w kawałkach spisany na straty i czekający na zezłomowanie :P A tu nagle się okazało, że chcieć to móc! I z 3 popsutych lapków udało się sklecić 2 działające :P Mam nadzieję, że uda mi się nie popsuć ich znowu :) Efekty tego wszystkiego są takie, że licencjat stoi w miejscu, no może nie całkiem, bo częściowo ruszyłam coś z grupą kontrolną, jednak co mi po grupie kontrolnej, skoro nie podziałałam nic z grupą badawczą, gdzie badania są bardziej wymagające i pochłoną o wiele więcej czasu...Ogólnie jak nie zacznę w lutym to będę krótko mówiąc w głębokiej czarnej dupie... Ale jak tu robić badania do pracy, skoro SESJA się zaczyna, siedzę w domu i kuję, praktyki same się nie zrobią, albo "marnuje" czas w internecie (kiedy już nie mogę patrzeć na notatki) i nie mam najzwyklej głowy i czasu, żeby pojechać do tych przeklętych szpitali i zrobić tą przeklętą wstępną ankietę i pomiary... Dlaczego to wszystko musi być takie trudne? A mogłam iść na łatwiznę i wybrać coś, co wymagałoby minimalnego wysiłku i zera ambicji...ale zachciało mi się oryginalnego tematu, to teraz mam kupę roboty... Sama sobie utrudniam życie odkładając wszystko na później i teraz muszę jakoś z tego wybrnąć... Mam nadzieję, że doprowadzę to wszystko do końca i jakoś wytrzymam psychicznie... Do mety już bliżej niż dalej, więc walczę i nie poddaję się!

Ale dość studenckiego narzekania :)
Czas na podsumowanie przyjemnych spraw :)
Zdecydowanie jedną z najprzyjemniejszych rzeczy jakie mnie spotkały w ubiegłym miesiącu był upragniony wypad do kina na Hobbita - Pustkowie Smauga :) Byłam na 1 części i absolutnie bym się nie pogodziła z tym, gdybym nie mogła zobaczyć w kinie 2 :P Film bardzo mi się podobał :) Uwielbiam wszelkie klimaty fantasy, zwłaszcza tolkienowskie, więc kolejna część Hobbita w kinie to była zdecydowanie uczta dla moich zmysłów i emocji :) Niesamowite kreacje bohaterów, efekty, klimat, dreszczyk emocji i pejzaże...:) Było też kilka scen, które przyprawiły mnie niemal o łzy...śmiechu...:P Hmm..wątek miłosny elficko - krasnoludzki byłby bardzo ciekawy :D Najbardziej zaskoczyła mnie Evangeline Lily i jej rola Tauriel...po prostu geniusz, prawdziwa elfka z krwi i kości... Lee Pace jako Król Thranduil również świetny, chociaż jako postać, średnio go lubię :P I pozwolili w końcu pokazać Legolasowi więcej charakteru :) Och...oczywiście nie mogłabym zapomnieć...Aidan Turner II jaki Kili...czy ty musisz być tutaj taki przystojny..., że aż nawet elfki rwiesz na kamienie? :P Coś czuję, że ostatnia część przyprawi mnie przez Ciebie o ciężki przypadek pofilmowej depresji :P Mógłbyś być mniej zajebisty, mniej uroczy i mniej zakochany to byłoby mi dużo łatwiej... A tak to będzie tak jak zwykle... Przeklęty Peter Jackson i Guillermo del Toro...uwielbiam Was, ale dlaczego zmieniacie się w Georga R.R. Martina i chcecie grać na emocjach??? Istne szaleństwo...ale z drugiej strony uwielbiam to...:) Reszta oczywiście też świetna, zachwycające efekty, jak zwykle piękna oprawa muzyczna :) Wyczekiwałam na ten film cały rok i nie zawiodłam się :) Mój luby się doczepił, ze złoto nie wyglądało jak płynne złoto...bo tak samo wyglądało w grach 10 lat temu...a dla mnie było super, ale dogódź tu grafikowi, który bardziej rozumie różnice pomiędzy kolorem liliowym i lawendowym niż nawet ja, kobieta! :P Teraz zbieram opakowania po Kinder Bueno, które zjada moja siostra, na Wilka z Wall Street :P Mam nadzieję, że też się uda zaliczyć ten film zanim skończą go grać :P

Co aktualnie czytam?
Jak zwykle fantasy i jak zwykle kilka książek naraz...
- Czarny Pryzmat, Brent Weeks;
- Baśniobór: Gwiazda Wieczorna wschodzi, Brandon Mull. Przeczytałam poprzednią część i mimo to, że może to nie jest tak świetne jak np. Harry Potter, ale z jakiegoś powodu mam ochotę na więcej :) Mimo, że to książka raczej dla dzieci :P
- Silmarillion, J.R.R. Tolkien. Mówiłam już, że uwielbiam Tolkiena? :) 
Jednak czasu na czytanie mam zdecydowanie za mało, i idzie mi to bardzo topornie, jedynie chwytam po rozdzialiku gdzieś na trasie w pociągu...:( 
A wiele książek kusi...lista jest długa...najgorzej jest z chęcią ponownego przeczytania Harry'ego Pottera wszystkich tomów od początku chyba już 3 raz, co mnie naszło w święta... Te książki są jak uzależnienie... Przeczytasz raz, nie oderwiesz się już nigdy, zawsze będziesz wracać do tego świata...nie mogąc się pogodzić z tym, że seria dobiegła końca...a wraz z nią moje dzieciństwo... Cieszę się, że mogłabym być tym pokoleniem, które dorastało wraz z tą książką i mogłam przeżywać te wszystkie emocje związane z każdym kolejnym tomem, wtedy kiedy jeszcze wszystko mogło się zdarzyć... Czuję, że mimo sesji nie wytrzymam i dam się pochłonąć...:P 

Czego słucham?
Aktualnie nie mam na kompie żadnej muzyki :( Słucham tylko tego co mam na telefonie, czyli nic super nowego tam nie ma :P Ciągle przeżywam zachwyt Bastille, Hurts i tym podobną alternatywą :) A youtube u mnie niestety nie działa, bo internet działa za wolno na to i przez co bardzo cierpię... Jedynie czasami podczas nauki coś tam posłucham w tv co nadają na MTV, Esce albo 4fun.tv... i coraz bardziej wkręcam się w taniec :P Uwielbiam tańczyć, ale jak nikt nie patrzy :P

Z pozostałych filmów, czasami oglądne coś na HBO, które od niedawna mam odkodowane :P Dzięki mojej mamie, która przy przedłużaniu umowy podjęła taktykę na Maksymalnie Wymagającego Klienta, który nie będzie zadowolony, póki nie dostanie możliwie najlepszej oferty, jaką może dostać, grożąc pójściem do konkurencji :P Taktyka okazała się skuteczna :P Najczęściej bywa tak, że próbują nam wciskać byle co, licząc na to, że tyle nam wystarczy i co drugi konsultant i tak ma Cię w dupie i myśli, żeby jak najszybciej iść do domu i go kompletnie nie interesuje jakie masz oczekiwania jako klient... Z tv się udało, teraz trzeba iść z tą taktyką do mojego dostawcy internetu, no bo co to do jasnej ciasnej ma być??? Płacimy za internet 6 Mb/s a dostajemy przepustowość taką, że plik 60 MB ściąga się godzinę??? Chyba jakiś żart to jest... Rozumiem, że zima, trudne warunki i mogą być przeciążenia, kiedy wszyscy wieczorem usadzą tyłki przed komputerami bo zima i co innego by tu robić, no ale żeby aż tak?? 

Finansowo jak zwykle wyszłam na zero, zrealizowałam większość zaplanowanych zakupów ubraniowych i kosmetycznych, bez szaleństw, mimo, że wszędzie mega wyprzedaże były... Największym moim szaleństwem było zakupienie 2 upragnionych lakierów do paznokci Lovely z serii Snow Dust, białego i złotego, tuszu do rzęs i pomadki z Avonu, absolutnie niepotrzebnych, ale ładne były :P Więcej grzechów nie pamiętam...Ach tak...czekolada...chyba w tym miesiącu wpierniczyłam ze 4 całe sama :P Koszmar :P Trzeba z tym skończyć, tak być nie może, no way! :P Reszta raczej rozeszła się na rzeczy potrzebne :P 

Towarzysko, oprócz sylwestra, przydarzyła się jedna domówka u znajomego, raczej się nie ubawiłam, bo się splotła z depresją przedokresową :P i powrót z niej miejscami przekroczył moją wytrzymałość psychiczną :P W sumie w trakcie też :P Dużo by opowiadać, potem słyszałam, że jak wyszliśmy to się impreza dopiero rozkręciła i przerodziła w jakąś dziką orgię albo coś w tym stylu, różne historie słyszałam :P Zdjęcia też mnie przekonały, że było ciekawie :P I wiem jedno, 2 rodzaje piwa, 2 rodzaje wina, likier i wódka to nie jest dobre połączenie :P Zwłaszcza jak się jest trzeźwym, a taką mieszankę piją inni dookoła, i siedzisz i czekasz, co tu zaraz obok pier****ie, która szyba poleci, z sufitu odleci i co się potoczy pod stołem :P Zwłaszcza ta mieszanka okazała się być niebezpieczna z chipsami i sosem serowym Made by Biedronka :P Nie zapomnę chwili kiedy mój luby w amoku i głodzie zwinął ze stołu cały słoik z sosem serowym i zaczął jeść palcami :P No i tak się skończyło dla pozostałych maczanie czipsów w sosiku :P A gospodarz, mina bezcenna i tekst "Ejj, ale ja to dopiero dzisiaj kupiłem" :P. Czyli standardowa hardcorowa biba :P Więcej alko niż jedzenia :P 

 I to by było na tyle, niestety teraz czasu mam tyle, że nie mam kiedy oglądać znajomych :P Cudem mam jeszcze czas, na spotkania z mężczyzną mojego życia :P Ale kiedy mnie nie ma, to wiem, że nie jest mu smutno :P Pociesza się w ramionach miedzianych drucików, blaszek i kamyczków :P A kiedy się spotykamy, w dużej mierze, razem się drucikujemy :P Nieudana próba z Art Clay spowodowała, że pochłonęło nas oboje Wire Wrapping :P Mam nadzieję, że przerodzi się to w coś więcej :) Byłby to fascynujący trójkąt :P 

Podsumowując: Ciągle na najwyższym biegu, ciągle coś się dzieje i jak zwykle nie do końca to co miało się dziać :) Przeżyłam styczeń, to przeżyję i luty :) Mam taką nadzieję...:) A teraz notatki wzywają moją udręczoną duszę, czas wracać na ziemię z krainy snów :P

Pozdrawiam,
Aurora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz